niedziela, 12 grudnia 2010

Rozdział 1

Cześć, nazywam się Allana i mam 16 lat. Właśnie przeprowadzam się do Japonii.
Tak, tak... do krainy kwitnącej wiśni. Dobrze słyszeliście.
Nawet nie wiem co tu robię. Powinnam zostać w Ameryce wraz z moimi przyjaciółmi. Ale nie.
Rodzice i tak by się nie zgodzili. Uważają że to mi dobrze zrobi. Że jakaś zmiana i wogule. Nie słuchałam ich nawet. I tak właśnie jadę sobie autem po jakimś zadupiu.
Dosłownie! Gdzie spojrzę jakieś domy z cegieł czy chaty. Co ja jestem, zwierze żeby w takim czymś mieszkać? To nic z porównaniem z tutejszymi drogami...
Od razu jak wjechaliśmy do miasta, auto trzęsie się jak oszalałe!
Czy ci ludzie nie wiedzą co to jest asfalt czy co?
A po co im to wiedzieć?! Lepiej wysypać drogę żwirem! Tak będzie o niebo lepiej!
Tak, tylko mnie to przyprawia o mdłości...
Na szczęście już jesteśmy na miejscu bo dłużej bym nie wytrzymała...
Całą trójką wyszliśmy z samochodu a naszym oczom ukazał się zamek.
To ja mam w czymś takim mieszkać!!!
Nigdy! Tam nawet nie ma ogrzewania!
- Kochanie pięknie, prawda? - powiedziała podekscytowania mama
- Tak mamo, ślicznie - skłamałam
- Ciesze się, że ci się podoba - ucałowała mnie w czoło
No to wpadłam...
Zanim dotarliśmy do drzwi frontowych przeszliśmy koło wielkiej fontanny, która przedstawiała smoka.
No tak, te dziwolągi wierzą w smoki i inne magiczne zwierzęta...
Z samego progu powitał nas czarnowłosy mężczyzna w obcisłej czarnej marynarce, na oko miał 30 może więcej lat. 
- Witam - pochylił się nisko
- Nazywam się Sebastian, od dziś będę wam służył.
Przywitałam się tak samo jak zrobili to moi rodzice po czym weszliśmy do środka. Tam czekały na nas jeszcze dwie pokojówki i kucharka. Rodzice przywitali się i zaczęli z nimi dyskutować. Ja natomiast udałam się na tył domu z zamiarem oglądnięcia ogrodu.
Od razu gdy wyszłam na dwór poczułam słodki zapach kwitnącej wiśni.
Widok był jeszcze piękniejszy. Wszędzie były te drzewa a pomiędzy nimi były alejki z ławkami. Dopiero później ujrzałam niewielkie jeziorko znajdujące się po jednej stronie ogrodu.
- Wiśnia w tym roku bardzo ładnie kwitnie. - usłyszałam nagle głos za sobą.
Stał tam Sebastian. Mogłam się teraz mu dokładniej przyjrzeć. Był bardzo przystojny lecz za sztywny jak dla mnie.
- Pokaże pani stajnie, proszę za mną - powiedział po czym zaczął iść jedną ze ścieżek, a ja udałam się za nim tak jak mi nakazał. Po chwili ujrzałam polanę, w jeden jej części znajdowała się wielka stajnia. Gdy już byliśmy pod drewnianą budowlą spotkałam tam kolejnego mężczyznę.
- Cześć! - podał mi rękę
Jeden normalny człowiek jakiego narazie spotkałam.
- Jestem Sarun!
- Sarun jest stajennym.
- Chcesz się przejechać? - spytał szczerbiąc się mężczyzna
- Nie, dzięki nie jeżdżę konno
- Ahh... To może innym razem!
- Pani, może chciałabyś zobaczyć swoją komnatę?
- Jasne.
Po nie całych 5 minutach, pingwinek tak potajemnie nazywałam Sebastiana, zaprowadził mnie pod jedne z drzwi.
Ciekawa weszłam do pomieszczenia. Co ujrzałam zwaliło mnie z nóg.
Ściany były koloru ciemnej czerwieni, podłoga była wyłożona czarnymi panelami a na nim czerwone puchate dywany. Co najbardziej przykuło moją uwagę było ogromne łóżko z baldachimem. Różniej zauważyłam kominem w jednej ze ścian i drzwi prawdopodobnie prowadzące do łazienki. Nagle zauważyłam wielki obraz przedstawiającą czerwonowłosą kobietę.
To byłam ja!!
- Co ja robię na tym obrazie? - spytałam pingwinka
- To nie ty Pani, to Sashina - wpatrzył się w obraz przedstawiający kobietę w czarnej sukni.
- Sashina jest pani przodkiem. Żyła mniej więcej 3 tysiące lat temu. To ona wybudowała ten zamek i namalowała ten obraz. Jest więcej takich dzieł tylko w innych częściach zamku.
- Aha...
- Wybacz pani, że przeszkodzę w oglądaniu ale musi pani iść do jadalni. Jest pora obiadowa...
- Ahh... Prowadź.
Spojrzałam ostatni raz na obraz i wyszłam z pokoju.